sobota, 5 września 2015

Here I am!



The biggest risk is not taking any risk... In the world that changing really quickly, the only strategy that is guaranteed to fail is not taking risks. 

 A więc niecały tydzień oddycham amerykańskim powietrzem. Z ulgą mogę powiedzieć, że lot odbył sie bez niepożądanych przygód. Uff ! 
LOT?! Raczej trasa pełna startów i lądowań. Moja przygoda rozpoczęła sie na lotnisku w Warszawie, kiedy to pożegnałam sie jedynie z garstką  bliskich dla mnie osob . Do tej grupki należą: mama, tata, dziadek i Ania ( która jest moja chrzestną). Nie obyło sie bez łez, ale to chyba oczywista sprawa. Wylądowałam we Francji gdzie poznałam 3 exchange studentów: 2 dziewczyny z Hiszpanii i chłopaka z Nigerii. Leciałam z nimi aż do Minneapolis. Po 2 godzinach oczekiwania na lotnisku w Minneapolis, udałam sie do ostatniego samolotu, który leciał do Grand Rapids. Czekała tam na mnie moja host family wraz z koordynatorka! Od razu zabrali mnie do typowej amerykańskiej restauracji. Potem udaliśmy sie do domu, gdzie nawet nie pamietam w ktorym momencie zasnęłam, really!
 Szkoła zaczyna sie 8 września, jednak trzeba się zapisać na zajecia. Dlatego tez z hmama pojechałyśmy do mojego nowego High School. Byłam w szoku i pod wielkim wrażeniem. Wszysko jest takie duze, a szkoła nawet ma własna mapę . Szafki ( lockers ) sa tak ogromne ze spokojnie jakis łobuz ze szkoły mogl by mnie tam zamknąć ( a tak na serio, to mam nadzieje ze nie bedzie takiej sytuacji haha ..). Zajęć było do wyboru do koloru, więc dezyja nie należała do najłatwiejszych. Jedyne czego byłam pewna to matma. Ci zorientowani wiedzą, że ten przedmiot jest moją pięta Achillesową dlatego też wybrałam algebrę na najniższym poziomie. A no i bym zapomniała - do szkoły bedzie mnie woził ŻÓŁTY SCHOOL BUS! 

Zwarta i gotowa wyczekuję na rozpoczęcie szkoły ! Ola


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz